Ja już rozpoczęłam urlop. Dysponując większą swobodą czasu postanowiłam pokazać Wam mój kwietnik DIY, czyli zrobiony własnoręcznie. Do wykonania go zainspirował mnie jakiś filmik na Facebooku, który wyświetlił mi się przypadkiem (a właściwie, to może wcale nie przypadkiem skoro mnie natchnął? ;>)
Od początku. Żeby w ogóle zacząć musiałam znaleźć deskę. Jak się okazało nie było to wcale łatwe, bo a to była za gruba, a to za krótka i ostatecznie mój mąż znalazł taką w sam raz i przywiózł ją z naszej budowy.
Kiedy już mój "projekt-kwietnik" ruszył, musiałam deskę dokładnie wypolerować papierem ściernym, żeby nie było żadnych drzazg etc.
Następnie znalazłam białą farbę. Przy okazji - tą farbą malowałam ściany w pokoju, więc wcale nie musi być to specjalna do drewna, możecie skorzystać z tego co już macie. Deskę pomalowałam dwukrotnie, tak aby nie było prześwitów i pozostawiłam do wyschnięcia.
W piwnicy znalazłam trzy małe, identyczne słoiczki po dżemach. W międzyczasie zamówiłam na Allegro spray Car-Lac, kolor zielony pastelowy, numer RAL6019. Wprawdzie na filmiku instruktażowym użyto złotego sprayu, ale w mojej wizji wykreował się biało-miętowy kwietnik. Słoiczki pomalowałam sprayem i tutaj rada - musicie często i mocno wstrząsać opakowaniem, bo inaczej powierzchnia nie jest idealnie gładka, lecz powstają grudki. Pamiętajcie też, żeby zachować odpowiednią odległość, bo inaczej spray zaczyna spływać od za dużej ilości i powstają smugi.
Kolejny punkt to przyklejenie sznurka jutowego na gorący klej. Teraz z perspektywy czasu zastosowałabym inny sposób, ponieważ klej niestety lubi się odklejać, a sznurek siepać, przez co już kilka razy słoiczek się zerwał lub wisiał na jednym zaczepie.
Potem pojechałam do sklepu z akcesoriami i naprawdę ciężko miałam wytłumaczyć czego potrzebuję, bo sprzedawcy proponowali mi cuda na kiju, a ja potrzebowałam zwykłego kątownika. Pomalowałam je sprayem, żeby współgrały z całością i poprosiłam Tomka o przymocowanie ich do deski.
Nadszedł czas na sadzenie. W mojej głowie od początku były sukulenty w tych doniczkach. Byłam przekonana, że podczas zakupów w Ikei bez problemu je kupię a tu klops! Więc z tego smutku kupiłam kalanchoe z myślą, że kiedyś zamienię je na sukulenty. Teraz całość wystarczyło zawiesić na ścianie.
I oto efekt końcowy! Jak Wam się podoba? Ja uważam, że jest bardzo dobrze, zwłaszcza, że nie jestem jakimś specem od DIY.
Genialny pomysł.! Bardzo podoba mi się kolorystyka!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
BLOG
INSTAGRAM
Bardzo fajnie Ci to wyszło. Zwłaszcza, że jak sama twierdzisz nie jesteś specjalistą w tej dziedzinie 😊 pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńBardzo fajny pomysł :)
OdpowiedzUsuńPowiedz mi tylko gdzie to u Ciebie wisi? Czy w jakimś specjalnie doświetlonym miejscu, czy po prostu w przedpokoju, czy może jako ozdoba przed domem??? Jestem baaaardzo ciekawa! :)
OdpowiedzUsuńAktualnie wisi w moim pokoju. Natomiast docelowo chcę to zabrać do naszego domu i wtedy powieszę gdzieś na dworze (pewnie na tarasie lub w ogrodzie), przy czym będę musiała zabezpieczyć deskę przed wilgocią/deszczem ;).
UsuńSuper pomysł☺. Pytanie z innej beczki, kiedy planujecie się wprowadzić do Waszego domku?☺
OdpowiedzUsuńNie planujemy. Jeszcze za dużo pracy przed nami, żeby planować wprowadzenie ;).
Usuń